Przy dzisiejszym stanie techniki wydaje się, że problem archiwizacji danych da się prosto rozwiązać. Kiedyś było to bardzo trudne. Niska pojemność starych poczciwych dyskietek, potem nieco zbyt mały rozmiar płyt CD-R (ok. 650 MB) nie pozwalał na szybkie i sprawne przeprowadzenie tego procesu.

Dzisiaj mamy płyty DVD-R o pojemności około 4,5 GB, ale też dyski twarde naszych komputerów nierzadko przekraczają 500 GB, a więc problem pozostał. Nie będziemy przecież wypalać wielu płyt, nierzadko kilkudziesięciu. Kto ma na to czas, aby stać nad komputerem, wyjmować i wkładać, opisywać i trzymać potem takie zasoby. Chcemy szybko i sprawnie mieć wiarygodną kopię zapasową. Każdy kto stracił swoje dane wie, że nie ma jak porządne archiwum. Najlepiej jeszcze sprzed kilku godzin lub co najwyżej dni. W przeciwnym razie czekają nas tygodnie mozolnego odtwarzania tego, co straciliśmy. I co gorsze co chwilę się okazuje, że jest jeszcze coś, jakiś tekst czy arkusz, o którym już zapomnieliśmy, a który był gotowy, ale … teraz już go nie ma. Trzeba pisać od nowa.

archiwizacja_danych_noteboo-compressor

Dzisiaj coraz częściej posługujemy się komputerami przenośnymi, a wraz z tym rośnie prawdopodobieństwo zniszczenia i kradzieży. Komputer stacjonarny nam przecież nie upadnie czy to w autobusie, pociągu czy z tylnego siedzenia samochodu przy hamowaniu. Złodziej może się zakraść do siedziby naszej firmy, ale o niebo łatwiej jest mu wyrwać torebkę z notebookiem czy zabrać na skrzyżowaniu torbę z samochodu. A wtedy nasze dane są nie tylko stracone, ale także narażone na wykorzystanie. I to niecne wykorzystanie. Często wartość danych składowanych na przenośnym komputerze grubo przekracza cenę zakupu samego sprzętu. Dochodzi więc także problem poufności składowanych informacji. Jakże piękny byłby świat, gdyby mieć pewność, że nie tylko mamy dane zabezpieczone przed dostępem osób trzecich, ale w sytuacji ich utraty mamy także kopię zapasową. Obowiązkowo taka kopia musi być także nieczytelna dla potencjalnego złodzieja.

 

ZielonySŁ0ŃwKiejd@nach

Z pomocą przychodzą tu technologie informatyczne, ale trzeba samemu zadbać, aby je właściwie zastosować, a jeszcze lepiej zamówić ich wdrożenie u profesjonalnego partnera. Zaczynamy od szyfrowania dysku. Wielu producentów komputerów dostarcza gotowe narzędzia do tego celu. Jednak potencjalny cyfrowy włamywacz będzie wiedział, że stosujemy typowe narzędzie. Może to spowodować, że ułatwimy mu pracę. Dodatkowo hasło do szyfrowania musi być silne, jak to zwykli mówić fachowcy. Silne hasło to hasło długie i trudne do odgadnięcia. Złodziej na pewno podejmie próbę złamania hasła, czyli będzie wielokrotnie, oczywiście nie sam, a z pomocą narzędzi informatycznych próbował hasło odgadnąć. Nie może go wprost odczytać, gdyż nie jest ono zapisane nigdzie na naszym dysku twardym. Może jednak za pomocą specjalnych metod próbować przez wiele dni czy nawet tygodni generować kolejne hasła licząc, że któreś z nich będzie tym poprawnym. Niestety są to metody bardzo szybkie i przy mocy współczesnych komputerów można w ten niecny sposób sprawdzić wiele haseł na sekundę. Stąd nasze hasło do dysku nie może być prostym słowem „Ciocia” czy „Radek”. Tego typu hasła próbuje się na samym początku i są to tak zwane metody słownikowe. Nie pomoże tu nawet odmiana słowa w rodzaju „Radkowi”, gdyż takie słowa są również zawarte w słowniku. Hasła liczbowe łatwe do odgadnięcia są niestety również zbyt proste. Ustalenie naszej daty urodzenia w erze Facebooka nie jest zbyt pracochłonne. Trzeba zatem wymyślać hasła łatwe do zapamiętania, a trudne do odgadnięcia. Coś w stylu „ZielonySŁ0ŃwKiejd@nach”. To hasło jest długie i bardzo trudne do automatycznego wygenerowania. Silne, bardzo silne i o to chodzi.

Najlepsza bowiem technika bez jej zastosowania w praktyce jest niczym
Szyfrowanie dysku o pojemności połowy terabajta trwa niekiedy kilka godzin i trzeba ten czas poświęcić. Czasami program umożliwia normalną pracę, a szyfrowanie wykonuje w tle. Można także szyfrować tylko fragment dysku, ale nie jest to zalecane. W systemie operacyjnym Windows często tworzone są pliki tymczasowe czyli kopie tego nad czym pracujemy. Pomimo zaszyfrowania oryginału, kopia pozostaje nadal otwarta i niczym nie chroniona. Mamy już zatem zaszyfrowany i trudny do złamania mechanizm ochrony naszych danych w czasie pracy. O ile zatem nie ulegnie awarii dysk twardy czy inny element komputera nasze dane są bezpieczne. O ile nie ulegnie awarii. A wbrew pozorom zdarza się to nader często. Według jednego z praw Murphiego zdarzy się to wtedy, gdy wywoła najgorsze z możliwych skutki. I lepiej na to nie czekać z założonymi rękami.

 

laptop_cloud

 

Jakie mamy możliwości? Musimy nasze setki gigabajtów cennych danych gdzieś skopiować, najlepiej także w zaszyfrowanej formie. Do dyspozycji mamy sieć komputerową, przenośne dyski twarde oraz archiwizację online. W firmowej sieci komputerowej z reguły dysponuje się odpowiednio dużą przestrzenią dyskową liczoną już dzisiaj raczej w terabajtach. Nie powinno być problemu, aby doświadczony administrator założył dla nas odpowiednio duży zaszyfrowany plik, do którego trafią nasze cenne dane. To rozwiązanie ma także tę zaletę, że bez znajomości hasła nawet nasz poczciwy admin nie ma dostępu do danych, a nadal są one należycie chronione. Drugim rozwiązaniem jest zakup przenośnego dysku twardego, którego koszt to zaledwie kilkaset złotych. Na takim dysku tworzymy za pomocą zdolnego informatyka taki sam zaszyfrowany plik jak w sieci firmowej. I znowu mamy mechanizm tworzenia kopii zapasowej. Ważne, aby taki dysk podłączać i kopię robić w miarę często. Najlepsza bowiem technika bez jej zastosowania w praktyce jest niczym. Najlepiej od razu przewidzieć konkretne daty w naszym kalendarzu. W sieci firmowej jest nieco łatwiej, gdyż dobry mechanizm sam rozpocznie tworzenie kopii jak tylko przyjdziemy do pracy. Można sobie pomóc kupując nieco droższy dysk z dostępem bezprzewodowym, czy podłączonym do sieci domowej. Ważne, aby taki dysk był zawsze włączony. Wtedy nasz automatyczny mechanizm tworzenia kopii zapasowej wykryje go jak tylko uruchomimy w domu komputer.

 

Archiwizacja online lekiem?

Najnowszym sposobem jest archiwizacja online, która jest tak nowa, że jeszcze nie dorobiła się odpowiedniego słowa w naszym języku. Polega ona na przesyłaniu danych przez Internet do specjalnych centrów danych. Dane są oczywiście szyfrowane, a więc nadal bezpieczne. Niestety prędkości przesyłu danych od naszego komputera do centrum danych (tzw. upload) są z reguły niewielkie i na wielu łączach nie przekraczają 1 megabita na sekundę. Policzmy szybko. Przy niewielkiej transmisji rzędu 50 kbps (kilobitów na sekundę) w ciągu minuty mamy orientacyjnie wysłane 400 kB (kilobajtów) danych. W dużym zaokrągleniu w trzy minuty mamy przesłany 1 MB (megabajt), czyli około 20 MB na godzinę, a to daje pół gigabajta na dobę. Mało, bardzo mało. Poczekamy w ten sposób wiele dni, a może wcale nie doczekamy się aż proces się zakończy przy dysku na przykład 500 GB. Stąd archiwizacja online ma sens przy małych pojemnościach rzędu pojedynczych gigabajtów. Na szczęście po szczęśliwym zakończeniu procesu całość nie rozpoczyna się od nowa, a wysyłane są jedynie fragmenty danych, które zostały zmienione. Jest to z reguły kilkadziesiąt razy mniej, a zatem trwa o wiele krócej. Nie muszę dodawać, że cały mechanizm archiwizacji musi być pewny. Jak Zawisza. Inaczej w momencie awarii tylko przez chwilę będziemy mieli nadzieję, że jesteśmy uratowani. Stąd tak ważną operację lepiej powierzyć fachowcom, co wcale nie oznacza, że sami mamy pozostać kompletnymi laikami.